Czasem czuję się tak beznadziejnie beznadziejna. Boże,
chciałabym móc się schować i żeby nikt mnie nie widział. Albo cofnąć czas!!
Ranię swoich bliskich (często tych najbliższych) i dopiero po ich reakcjach
widzę że zrobiłam źle. Ale wtedy jest już za późno. Dobrze kiedy
wystarczają przeprosiny. Ale ja jestem na tyle okropna, że najczęściej trafiam
w czuły punkt… I wtedy pojawiają się też łzy, często krzyki – moje i innych.
Jestem okropna i często nienawidzę siebie. Depresja? Może.
Chociaż tak naprawdę – życie daje po dupie. A najgorsze jest to że jak już
wszystko zaczyna się układać, wszystko dzieje się tak jak tego chcę – to nagle
JEB! i coś się psuje. I to leci tak na łeb na szyję. Nienawidzę życia w takich
chwilach.
Z tego miejsca chcę podziękować wszystkim, którzy trzymają
stołek pod moimi nogami. Te złe myśli wracają. O odwadze dzięki której umie się
podejmować najbardziej drastyczne decyzje. A może o strachu przez który takie
decyzje podejmujemy? Nie wiem, boję się. Boję się siebie i o siebie…